Geoblog.pl    PodrozeMarty    Podróże    Indie i Nepal    Dwie twarze Amristsaru
Zwiń mapę
2007
06
mar

Dwie twarze Amristsaru

 
Indie
Indie, Amritsar
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5691 km
 
Dzisiaj przyjechaliśmy do McLeod Ganj, spotykając po drodze dwoch Polakow, dzieki czemu długą, całodzienną podróż upłynęła w wesolej atmosferze i opowiadaniach o Indiach i zwyczajach hinduskich. Jestesmy w cichej wiosce Bhaksu, 2 km od McLeod Ganj, gdzie odpoczywamy po halasliwych Indiach… No i chwilka na refleksje, jak bylo w Amritsarze.

Jedno oblicze to niezwykle dostojna, wzniosla i przepiekna Golden Temple (Zlota Swiatynia Sikhow). Zlota Swiatynia jest zbudowana “na wodzie”, otoczona pieknymi bialymi budynkami wokol. Jest to swiete miejsce dla Sikhow, ktrzy przyjezdzaja tam, by odnalezc swoja droge rozwoju duchowego i odpowiedziec sobie na wazne osobiste pytania, poprzez nauke swoich guru. Sikhowie sa dosyc charakterystyczni poprzez symbole, ktore stanowia swiadectwo ich wiary: sa to m.in. turban, pod ktorym ukrywaja wlosy, jako ze sa one darem od Boga i nie nalezy ich scinac, bransoletke z czystego zelaza, broda, ktorej rowniez sie nie scina, niewielki miecz (noz) noszony przy pasie. Sikhowie pokazali nam sie od bardzo dobrej strony: usmiechnieci i cieplo nastawieni do ludzi, zwykle bardzo chetnie nam pomagali, mimo, ze mieli trudnosci w porozumiewaniu sie po angielsku. Jesli juz umowilismy sie na jakas cene, ona nie ulegala zmianie, byli tacy “honorowi” w tym, co robili i jak traktowali obcokrajowcow. Na terenie swiatyni wiele razy sami podchodzili do nas, tlumaczac nam, cierpliwie, jak gdzies dotrzec, albo po prostu nas tam prowadzili. W pociagu (to oddzielna historia, ktora pewnie opiszemy po powrocie:)) pomagali nam w przesiadce, czestowali jedzeniem, ktore mieli przygotowane na podroz i zaprowadzili do postoju rikszarzy, mimo, ze nie znali praktycznie ani jednego slowa po angielsku. To, co zjednuje im ludzi to przede wszystkim ich usmiech i otwartosc, co bylo wielka odmiana od tego, z czym zetknelismy sie w Delhi.

W Zlotej Swiatyni, ktora jest otwarta 24 h/ dobe spedzilismy chyba ponad 10 godzin, przychodza o roznych porach, zeby wsluchac sie… w cisze tego miejsca. Tak, tuz za brama ruchliwy i nieco krzykliwy Amritsar, a w srodku cisza, medytujacy Sikhowie, ludzie poruszajacy sie jakby wolniej, spokojniej, pelni zamyslenia. Przyszlismy tez do swiatyni ok 6:00 rano, tuz po porannej ceremonii i mielismy okazje wejsc do srodka, gdzie praktycznie wszystkie sciany sa bogato zdobione zlotem, w srodku znajduje sie Holy Book, czyli swieta ksiega Sikhow, calosc ozdobiona kwiatami. Rzeczywiscie imponujace. Potem malymi waskimi czysciutkimi schodkami weszlismy na gore, skad rozposcieral sie widok na otaczajace budynki swiatyni, slonce wlasnie wschodzilo, a obok nas medytowal Sikh i kobieta w sari…Bylo cos magicznego w tym miejscu. Do swiatyni wrocilismy jeszcze poznym wieczorem, zeby po raz ostatni przed wyjazdem poczuc atmosfere tego miejsca. Tym razem podszczedl do nas Sikh, ktory dlugo i bardzo interesujaco opowiadzial nam historie tego miejsca, objasnial symbole i zalozenia jego religii, a takze pokazywal gdzie jest “good angle” (dobry kat), z ktorego mozna zrobic piekne zdjecia:)) No i ostatecznie prawie zostalismy dzien dluzej, bo tak serdecznie zapraszal na wspolne spedzenie kolejnego dnia… Jednak zdecydowalismy ruszyc dalej, a jutro mamy do niego zadzwonic, jak nam minela podroz:)

Gold Temple i zachowanie Sikhow to jedno oblicze Amristaru, ktory nam sie pokazal przez te dwa dni. Drugie oblicze to nasze, a szczegolnie moje wrazenia ze spacerow po uliczkach starego miasta oraz odwiedzenia kilku swiatyn (m.in. hinduska “kopia” Amritsaru:)). Bylam kilkakrotnie zaczepiana przez Hindusow, pokazywali mnie palcami i rzucali teksty, po ktorych wszyscy zaczynali sie smiac. Naczelnym pytaniem, ktore slyszelismy od ludzi bylo: “Are you married? Do you have children?”, zadane Tomkowi, bo ja zwykle bylam w calej rozmowie pomijana.

W czasie wędrówek po mieście, na jednej z ulic trafilismy na tance mlodych ludzi, jak sie okazalo - z okazji wesela. Po kilku zdjeciach, które im zrobiliśmy, zaprosili nas by do nich dolaczyć. Bardzo milo i sympatycznie poplasalam z towarzystwem hinduskim, ale potem bylam niestety nagabywana przez mezczyzn, ktorzy przechodzili obok. Lacznie z bardzo nieprzyjemna sytuacja, gdzie jeden z nich probowal mnie obsciskiwac - do momentu, gdy pojawil sie Tomek. Hmm… wreszcie zrozumialam to, o czym slyszalam wielokrotnie, mianowicie, ze kobieta (zwykle Europejka) jest postrzegana jako “latwa” wsrod miejscowych, gdyz kazda “normalna kobieta” powinna wyjsc za maz i urodzic dzieci.

Mysle sobie, ze ogromnie roznia sie nasze swiaty. I co wiecej - jest trudno wyjasnic, ze kobiety moga podejmowac decyzje, byc samodzielne, smiac sie i tanczyc. Mysle, ze nie ma w tradycji Indii miejsca na wolny zwiazek, dopiero pojawia sie pojecie “love marriage”, gdyz wiekszosc malzentw jest aranzowana przez rodzine. Kobiety moga zajac jedno z dwoch miejsc: albo sa “wartosciowe i wazne”, bo sa zonami i matkami, albo sa “latwe” i nie zasluguja na szacunek. Nie ma innej kategorii i trudno jest im zrozumiec, ze ta granica pomiedzy tancem w pubie a malzenstwem nie jest wcale jednoznaczna granica, lecz duzym obszarem, w ktorym miesci sie inne rozumienie swiata. I pewnie - z ich perspektywy - nasze zachowanie - nie miescilo sie w ich scisle oznaczonych regulach zycia.

Te dwa oblicza Amritsaru przyniosly mi na koniec dnia refleksje, ze otwartosc na inna kulture nie jest latwym procesem. Z jednej strony, patrzac przez pryzmat ludzi spotkanych w Delhi, bylismy bardzo mile zaskoczeni zachowaniem Sikhow, a mimo tych pozytywnych doświadczeń wciąż nie ufalismy ich slowom. A z drugiej strony - patrzac przez pryzmat wartosci w Europie - odbilismy sie od wartosci tradycyjnych Indii. Oczekiwalismy, ze popatrza na nas naszymi oczyma. A to przeciez my przyjechalismy do nich, wiec naszym obowiazkiem jest szacunek dla ich regul zycia. Nie mamy przecież prawa podejmować prób zmiany ich systemu społecznego, bo po pierwsze nie należymy do tego świata, a po drugie: przeciez i tak nigdy do konca go nie zrozumiemy…

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
PodrozeMarty
Marta P.
zwiedziła 5% świata (10 państw)
Zasoby: 63 wpisy63 9 komentarzy9 198 zdjęć198 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.06.2009 - 11.07.2009
 
 
21.10.2008 - 04.11.2008
 
 
27.04.2007 - 06.05.2007