Bosra jest miasteczkiem niedaleko granicy z Jordanią, docieramy tam autobusem. Zwiedzamy ruiny rzymskiego teatru. A wieczorem zmierzamy ku granicy.
Słabo mówiący po angielsku taksówkarz, zamyka nas w swojej taksówce, zabiera paszporty i karze czekać. Sam znika. Po około 20 minutach, w czasie których raczyliśmy siebie nawzajem historiami o terroryźmie, taksówkarz wraca i wiezie nas do granicy. Na przejściu granicznym formalności długo trwają, kilkakrotnie jesteśmy sprawdzani, cały czas przeprowadzani z punktu do punktu przez naszego przewodnika. Nic nie rozumiemy. Ale po około 40 minutach wysadza nas po stronie jordańskiej. Sukces. Połowiczny, bo... już nie ma żadnego publicznego transportu do Ammanu, gdzie chcemy się udać:)