Triberia była w planach naszej podróży, dojechaliśmy tam tradycyjnie stopem. Jednakże miasto okazało się typowym turystycznym kurortem dla bardzo bogatych snobistycznych turystów. Zaraz po tym jak znaleźliśmy nocleg postanowiliśmy udać się nad osławione Jezioro Galilejskie, co nie było takie proste, bo dostęp do plaży był zablokowany przez rozbudowane luksusowe hotele.
Na szczęście - po serdecznej rozmowie z jednym z ochroniarzy, który okazał się Rosjaninem - zostaliśmy wpuszczeni przez hotel na plażę. W hotelu w tym czasie odbywało się wesele:).
Jezioro późnym wieczorem jest bardzo malownicze. Siedzieliśmy sobie na kamieniach i prowadziliśmy długie rozmowy nt religii... Pytanie, które wówczas się narodziło i które długo nam potem towarzyszyło to: "jaka musiałaby być religia w naszych czasach, aby porwała za sobą tyle ludzi, jak kiedyś chrześcijaństwo albo nieco później islam?"
Następnego dnia pojechaliśmy zwiedzać słynne kościoły nad brzegiem Jeziora, w tym m.in kościół wybudowany na pamiątkę rozmnożenia chleba i ryb przez Pana Jezusa.
Właśnie w tej okolicy postanowiliśmy zatrzymać się na dłużej, poleżeć na plaży (co prawda kamienistej ale jednak plaży:)), odpocząć, popływać...
Ja niestety w świętym Jeziorze Galilejskim zgubiłam przwiezioną z Himalajów zawieszkę ze świętą mantrą buddyjską "om mani padme hum", którą nosiłam "na szczęście" przez ostatnie dwa lata... Zawieszka oderwała się z mojego rzemyka i zatonęła w odmętach Jeziora Galilejskiego. Dosyć wymowne religijnie zdarzenie.
Ostatecznie zostaliśmy tutaj na noc, to jedna z uroczych spędzonych pod chmurką nocy w tej podróży... Usypiał nas szum fal a rano obudziło nas wschodzące słońce...
Rano wstaliśmy o świcie, żeby sprawnie złapać stopa (był szabat, więc nie transport publiczny jest niemożliwy). Wyszliśmy na drogę i zauważyliśmy, że mijają nas tylko... rowerzyści. I kolejni, i kolejni. I następni... Czekając na to, aż przejadą, zjedliśmy śniadanie, pogawędziliśmy - ale rowerzyści nadal jadą. I kolejni, i następni... Po około 1,5 godzinie zorientowaliśmy się, że coś jest na rzeczy, skoro nie przejeżdża żaden samochód. Spytaliśmy policjanta, który kierował ruchem rowerzystów o to co się dzieje i okazało się, że... trafiliśmy na dzień tradycyjnego wyścigu wokół Jeziora Galilejskiego i droga będzie zamknięta jeszcze przez ok 3 godziny! Ruszyliśmy zatem na piechotę do kolejnego skrzyżowania, kilka kilometrów, a dopiero potem łapaliśmy stopa.
Chcieliśmy dotrzeć do Zwat, niewielkiego słynącego z ortodoksyjnego podejścia do religii - miasteczka żydowskiego.